Reklama

Artykuł

iCloud: uwaga na warunki korzystania z usługi. Przeczytaj, zanim użyjesz!

iCloud: uwaga na warunki korzystania z usługi. Przeczytaj, zanim użyjesz!
Pier Francesco Piccolomini

Pier Francesco Piccolomini

  • Zaktualizowany:

Przed rozpoczęciem korzystania z usługi iCloud musimy zaakceptować jej zasady i warunki. Jest tam kilka haczyków, o których warto wiedzieć. Sprawdzamy, co kryją umowy Apple.

Na początku września 2014 wszyscy użytkownicy iTunesa, a jest ich 500 milionówa otrzymali za darmo płytę Songs of Innocence – nowy album U2. Nie wszystkim jednak ten prezent od Apple się spoobał.

Problemem nie jest fakt samej darmowej płyty, ale naruszenie pewnej przestrzeni prywatnej. W końcu dlaczego Apple ma zapełniać nam nasze konto, bez żadnej zgody. Finalnie pojawiło się narzędzie, które umożliwia usuwanie albumu U2 z biblioteki.

Warto przyjrzeć się temu, co kryją warunki umowy Apple do poszczególnych produktów. Nadużyć władzy firmy z logiem nadgryzionego jabłka jest więcej. Oto kilka takich przypadków.

Niektórzy mówią nie! Na przykład Norwegia

Gdy akceptujemy warunki korzystania z iClouda, godzimy się też na to, że Apple może je zmieniać bez podania żadnych informacji.

Nie wszystkim takie zapisy w umowie się podobają. Słusznie zauważyła to jedna z norweskich agencji rządowych będących odpowiednikiem Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumenta. W maju 2014 opublikowała oficjalną skargę potępiającą warunki umowy, jakie dyktuje Apple użytkownikom usługi iCloud.

Po pierwsze dokument, z którym użytkownicy muszą się zapoznać, jest zbyt długi, zawiera ponad 8600 słów i został napisany skomplikowanym językiem. W rzeczywistości więc użytkownik klikając, nie wie, co tak naprawdę akceptuje.

Przy tak skonstruowanej przez Apple umowie użytkownicy praktycznie pozostają bez żadnych praw, ponieważ Apple może bez niczego zmieniać treści i zasady korzystania z usług. Taka postawa Apple jest nie do przyjęcia i trudno się nie zgodzić z norweskimi urzędnikami. Całą analizę Consumer Concil of Norway możecie przeczytać tutaj.

Apple? Czy bierzesz odpowiedzialność?

W 2012 roku dwóch amerykańskich prawników wyspecjalizowanych w prawie nowych technologii, Sharon D. Nelson oraz John W. Simek z Sensei Enterprises, postanowiło uważnie przestudiować warunki korzystania z usługi iCloud. Swój artykuł opublikowali w americanbar.org

Wśród wszystkich elementów umowy dwa punkty wydają się być szczególnie warte uwagi.

Przede wszystkim kwestie danych geolokalizacyjnych. Apple i partnerzy mogą wykorzystywać je bez podawania konkretnych celów oraz bez określania, jak długo. Oznacza to, że zostawiamy im praktycznie wolną rękę.

W urządzeniach Apple mamy GPS, podawane jest też konto Apple ID, które nas identyfikuje, oraz czytnik linii papilarnych. Łatwo więc zrozumieć, że Apple w teorii może nas w każdym szczególe identyfikować. Może się okazać, że Apple i partnerzy będą wiedzieć, że Jacek codziennie biega, jeździ tą samą trasą do pracy i odwiedza restauracje wegetariańskie.

Jednak Apple broni się, mówiąc, iż wszystkie dane z map są dzielone na małe fragmenty, których nie można w rzeczywistości zidentyfikować. A dane o Touch ID przechowywane są jedynie w coprocesorze na urządzeniu. Wiedza Apple o nas może być jednak olbrzymia. Istnieją firmy, które zapłaciłyby za to fortunę.

Inną kwestią są nasze dane przechowywane w iCloud, gdzie Apple nie gwarantuje praktycznie niczego. Wystarczy spojrzeć na ten krótki zapis:

APPLE NIE OŚWIADCZA I NIE GWARANTUJE, ŻE USŁUGA BĘDZIE WOLNA OD STRAT, USZKODZEŃ, ATAKÓW, WIRUSÓW, ZAKŁÓCEŃ, PRZYPADKÓW HACKINGU LUB INNYCH NARUSZEŃ BEZPIECZEŃSTWA, A APPLE WYŁĄCZA WSZELKĄ ODPOWIEDZIALNOŚĆ Z TEGO TYTUŁU.

W praktyce oznacza to, że Apple umywa ręce od wszystkiego co stałoby się z naszymi danymi.

E-maile na cenzurowanym

Historia, którą poniżej przedstawiam, nie jest ściśle związana z warunkami korzystania z usługi, ale doskonale pokazuje, jak użytkownicy są bezsilni wobec działania wielkich korporacji. W tym przypadku mówimy o wiadomościach e-mail.

W lutym 2013 roku serwis Macworld opublikował artykuł, który ujawnił, że e-maile działające w domenie iCloud, czyli te z @icloud.com, są poddawane cenzurze. Oznacza to, że jeśli na ten adres zostaną wysłane niedozwolone treści, to po mailu nie będzie ani śladu.

Może to być słowo w wiadomości, a nawet załącznik PDF czy skompresowany plik zip. Można myśleć, że jest to zwykły filtr antyspamowy. Ale tak nie jest. W końcu wszystkie maile typu spam trafiają do folderu niechciane. Wiadomości posiadające zabronione frazy po prostu giną bez śladu. Przykładem takiej frazy mogą być „barely legal teens”. Oczywiście dobrze, że takie rzeczy są wyłapywane, ale czasem mogą być wysyłane w zupełnie innym kontekście – w pełni zgodnym z prawem.

W dodatku tak naprawdę nie wiadomo, jakie frazy są zakazane. Warto o tym pamiętać, zwłaszcza gdy chcemy korzystać z usługi iCloud do celów zawodowych.

Nikt nie jest bezpieczny

Morał z tej historii jest taki, że warto przeczytać i zrozumieć to, co akceptujemy, gdy korzystamy z usług internetowych. Jeśli tego nie zrobimy, to nie powinniśmy mieć pretensji, że album U2 nagle ląduje w pamięci naszego telefonu.

Apple nie jest jedyną firmą, która stosuje takie kruczki prawne, a my niewiele jesteśmy w stanie zrobić poza nie korzystaniem z tego typu usług. Warto skorzystać z wtyczki tosdr.org, aby dowiedzieć się, jakie regulaminy usług rzeczywiście akceptujemy.

Zobacz także:

6 niepokojących warunków, na które zgadzasz się bez swojej wiedzy! Facebook, Google, Apple…

Pier Francesco Piccolomini

Pier Francesco Piccolomini

Najnowsze od Pier Francesco Piccolomini

Editorial Guidelines